Wolność słowa

Kilka tygodni temu razem z Piotrem, autorem kodziwo.pl, rozmawialiśmy o blogowaniu. O tym, jak trudno jest niektórym zacząć pisać, a innym wytrwać w tym postanowieniu. Bo jakby nie patrzeć, blog to regularne wypluwanie z siebie treści o obranej tematyce. I tak oto, z tej rozmowy urodził się temat, który realizujemy razem. Tematem tym jest blogowanie, czyli wolność słowa.

Kiełkowanie

Zanim zaczęłam tworzyć swojego bloga, pisałam artykuły w ramach mojej pracy zawodowej. Tematyka była bardzo różna. Od tekstów typowo promocyjnych, przez artykuły eksperckie, po treści marketingowe. Pisałam na firmowego bloga, dla portali branżowych itp. Podpisywałam się swoim nazwiskiem oraz nazwą firmy, dla której pracowałam. I wszystko byłoby ok, gdyby nie cenzor, który powoli zaczął mi działać na nerwy. Nie wdając się w szczegóły, bo o nich możesz przeczytać w moim artykule Pimp my blog, zdecydowałam się na postawienie swojej strony, na której właśnie jesteś. Zanim jednak nastał styczeń 2019 roku, dzień mojej pierwszej publikacji, zadałam sobie kilka pytań:

  • O czym chcę pisać?
  • Dlaczego właśnie o tym?
  • Jaki cel mi przyświeca, po co chcę to robić?
  • Jak często mogę pisać?
  • Kto będzie robił mi korektę?
  • Czy chcę promować blog? Jeśli tak – to jak i gdzie?

Dzięki odpowiedziom, zdałam sobie sprawę, że jestem gotowa na blogowanie. Tak oto stałam się kowalem własnego losu, żeglarzem, sterem i okrętem.

Dzieciństwo

Dzieciństwo ma swoje prawa. Uczysz się nowych rzeczy, masz niespożytą energię, ciekawość świata. Wyobraźnia jest nieskończona. Niewiele potrzeba, aby od pomysłu przejść do realizacji. Bodziec – reakcja. Nawet jak się przewrócisz, chwilę popłaczesz, zapomnisz i idziesz dalej, aby zdobywać świat. Podobnie jest z prowadzeniem bloga w jego pierwszej fazie. Myślisz sobie – będę blogerem, chcę pisać o tym, co mnie interesuje, podzielić się tym z innymi. No i zaczynasz. Wymyślasz nazwę, robisz to starannie, bo to ważne, jak podpiszesz się w sieci. Osobiście przez kilka dni zastanawiałam się nad nazwą mojego bloga. Zapisywałam pomysły na kartkach, przyklejałam na drzwiach i patrzyłam. Oceniałam je wzrokowo, wymawiałam na głos, aby sprawdzić, czy do mnie pasują. Wiedziałam, że nazwa ma:

  • nawiązywać do employer brandingu;
  • przemycać moje podejście do tworzenia EB-owych treści;
  • być nietuzinkowa;
  • być zapamiętywalna;
  • być możliwa do skrócenia
  • pasować do mnie.

Tak oto powstała Zebra w kropki. Nie każdy w tej nazwie widzi to, co chciałam w niej przemycić, tj. zEBrę nie w paski. Wiele razy zdarzało mi się, że ktoś z moich znajomych, chcąc przypomnieć sobie nazwę mojego bloga, sam siebie naprowadzał na nazwę. W 99% trafiał, czyli udało się.

Kiedy masz już nazwę oraz domenę, stawiasz stronę z pomocą profesjonalisty lub przy użyciu bezpłatnych narzędzi. Określasz jej kolorystykę, nazywasz podstrony, piszesz notkę o sobie i pierwszy tekst. Jeśli jesteś bardziej pro, wymyślasz lub zlecasz logo, ale to nie jest konieczne.

I masz to. Swój własny blog. Napędzony dziecięcym entuzjazmem zrealizowałeś swoje marzenie. Teraz czas na dokarmianie.

Młodość

Młody blog to taki, na którym widnieje kilka, kilkanaście tekstów. Każdy, kto go czyta, czuje, że to dopiero początek. Autor sam się przyznaje, że niedawno zaczął. Często publikuje nowe treści, rosną jak grzyby po deszczu. Jeden, drugi, trzeci, nikt go nie powstrzyma. Ach, ten młodzieńczy entuzjazm.

Sama, kiedy zaczynałam, pisałam dużo więcej niż publikowałam. Miałam głowę pełną pomysłów. Nie nadążałam spisywać nowych tematów. Pisząc jeden tekst, notowałam hasła do kolejnego. Ta praktyka została mi do dziś. Gdy tylko zakiełkuje myśl, którą można przerobić na artykuł, zapisuję ją. W moim Pomyślniku mam ok 30 wątków czekających na swoją kolej. Najstarszy z nich jest z marca 2019 roku, najnowszy z wczoraj.

Dobrą praktyką jest założenie social mediów równolegle z blogiem. Nawet jeśli nie zechcesz od razu promować swoich tekstów na Facebooku czy Instagramie, warto założyć konta. Nigdy nie wiesz, czy nazwa, którą posiadasz, nie wpadnie w oku komuś innemu. W końcu nikt nie ma wyłączności na dobre pomysły.

Ja bardzo szybko zaczęłam używać FB, a stosunkowo niedawno IG. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że Facebook to przeżytek. Jeśli nie inwestujesz w płatne promocje albo nie chcesz kupić na ryneczku tysięcy obserwujących, będziesz turlać swoje konto mozolnie jak żuk gnojnik kulkę. Osobiście prowadzę tu profil bardziej z przyzwyczajenia niż dla wymiernych korzyści. To trochę smutne.

Inaczej to wygląda na Instagramie – jeszcze. Tu próg wejścia jest niższy. Przygotowując atrakcyjne grafiki i używając dobrych hasztagów, dużo szybciej można pozyskać followersów. Swoją drogą to ciekawe, że w takim medium jak Instagram, gdzie liczą się ładne obrazki, tak łatwo można nawiązać rozmowę, wymienić się opinią i pozyskać ciekawe kontakty.

Dojrzałość

Mój blog ma już ponad 2 lata. Pewnie nadużyciem byłoby napisanie, że wszedł już w fazę dorosłości, ale jest już coraz bliżej. Trzy główne sekcje są wyposażone w treści. Kilka miesięcy temu pojawiła się nawet nowa: Pytania i odpowiedzi , dla tych, którzy zaczynają swoją przygodę z employer brandingiem, komunikacją itp.

Jak dotąd moja najdłuższa przerwa w publikacji trwała ponad miesiąc. Jej powodem było ogólne zmęczenie materiału. Kiedy czuję, że tekst nie pisze się sam, przerwy w trakcie są dłuższe niż stukanie w klawiaturę, porzucam temat. Na zawsze albo na jakiś czas. Wychodzę z założenia, że ma mi to sprawiać frajdę a nie ból.

Rzadko zdarza mi się porzucić tekst na zawsze. Doszło do tego może dwa razy. Częściej zawieszałam temat po to, aby go lepiej przemyśleć albo podejść do niego z innej strony. Nie zliczę, ile razy zawracałam, żeby pójść w innym kierunku. Tak było chociażby z tekstem na Dzień Kobiet, który wedle pierwotnego planu miał być o inspirujących kobietach, a nie pomysłach na celebrację 8 marca. Ale jak to mówią: co się odwlecze...

Nie piszę na siłę. Tylko po to, aby ilość publikacji w miesiącu się zgadzała. Dzielę się tym, co w danym czasie mnie poruszyło albo zajęło mi głowę. Kiedy mam chęć skomentować przeczytaną książkę czy zobaczony film, nie krępuję się – po to powstała sekcja „Po godzinach” czy „Inspiracje”. Oczywiście regularność jest ważna, zwłaszcza na początku blogowania. Jeśli przychodzi Ci to z trudem, warto pomyśleć o krótszych wpisach, na pewno jest o nie łatwiej.

Zauważyłam też, że im dłużej prowadzę bloga, tym częściej wykorzystuję do pisania literaturę branżową. Mniej boję się złożonych wątków, pisania w częściach. Aż strach pomyśleć, co będzie za kolejne dwa lata.

Po tych ponad dwóch latach mam swoje ulubione artykuły i te, które chętnie usunęłabym z zebrowego bloga. Mogłabym to zrobić – tylko po co? Przecież o moim zmienionym punkcie widzenia mogę napisać nowy tekst, to ja tu ustalam zasady, wolno mi.

PS. A jeśli interesuje Cię punkt widzenia programisty na ten sam temat, zapoznaj się z artykułem: https://kodziwo.pl/ale-czy-kazdy-jest-blogerem.