Inspiracja. Naukowiec w biznesie

Kinga Hoffmann-Burdzińska od lat przekazuje wiedzę z zakresu HR studentom na śląskich uczelniach. Prowadzi wykłady, ćwiczenia i badania na zlecenie. Pewnego dnia pragnie spróbować swoich sił w biznesie. Przekuć teorię w praktykę. Czy dobrze to ujęłam?

Kinga Hoffmann-Burdzińska: Tak, bardzo dobrze.

Skąd pomysł na zmianę kierunku?

KH-B: Zawsze chciałam przekuwać teorię w praktykę, dlatego odkąd zaczęłam pracę na uczelni, dość szybko chciałam ją łączyć z pracą „na żywym organizmie”. Pierwsze takie myśli pojawiły się u mnie po obronie doktoratu. Kilka lat później, w 2015 r., kiedy kończył się rok akademicki, czułam się bardzo zmęczona uczelnią, a szczególnie myślą, że nie mam w niej dalszych perspektyw rozwoju. Z pomocą znajomego, który przekazał moje CV w odpowiednie ręce, zdecydowałam się wziąć udział w pierwszej rekrutacji do dużej firmy. Po dwóch etapach telefonicznych zostałam zaproszona na rozmowę w siedzibie firmy i wtedy doznałam rozczarowania. Wcześniejszy kontakt z rekruterką był bardzo profesjonalny i sympatyczny, natomiast podczas rozmowy na żywo wyglądało to kompletnie inaczej. Mimo że dostałam tę pracę, zdecydowałam się jej nie przyjąć i na jakiś czas zaniechałam próby wejścia do biznesu.

Po tym doświadczeniu zdecydowałaś się odpuścić?

KH-B: Na chwilę tak. Po jakimś czasie zdecydowałam się na współpracę w charakterze szkoleniowca, konsultantki w firmie mojej koleżanki. Podobało mi się to. Dzięki temu mogłam poznać wiele organizacji, może nie od środka, bo nie byłam ich etatowym pracownikiem, ale dotknąć ich codzienności, procesów czy wyzwań. To wtedy tak naprawdę poczułam, że bycie częścią firmy to coś, co mnie interesuje, w czym chciałabym uczestniczyć. Działałam tak od 2016 do 2018 roku. W tym czasie założyłam też własną działalność i coraz bardziej oddalałam się od uczelni. Na początku 2019 roku otrzymałam pierwszą „poważną” propozycję pracy etatowej w dziale HR pewnej firmy. Przyjęłam ją z wielką radością.

Podejrzewałam, że to nie była spontaniczna decyzja. Czyli przygotowywałaś się do tej zmiany w sumie 4 lata. Kiedy już zaczęłaś etatową pracę od razu czułaś, że jesteś w innym świecie?

KH-B: Dość szybko to odczułam. Choć ja miałam na tyle komfortową sytuację, że przez jakiś czas mogłam łączyć pracę na uczelni z tą etatową. I to był myślę najlepszy czas, tak mentalnie. Kiedy w jednym miejscu działo się coś nie tak, łatwo mogłam sobie wytłumaczyć, że przecież jutro będę w innym miejscu, w którym będę robić coś innego i to było fajne. Miałam dzięki temu poczucie równowagi.

Wróćmy na chwilę do procesów rekrutacji w jakich uczestniczyłaś. Co powodowało Twoje największe zdziwienie, zaskoczenie?

KH-B: Mam zarówno dobre jak i złe doświadczenia związane z uczestnictwem w rekrutacjach. Z negatywnych wspomnień doznałam np. wrogiego nastawienia do mnie jako kandydatki, ironicznych odpowiedzi, oceniania podczas rozmowy, przerywania kiedy chciałam coś opowiedzieć. Rozczarowało mnie nieprzygotowanie rekrutujących do samej rozmowy, a także niedociągnięcia techniczno-organizacyjne w firmach, np. brak narzędzi do prowadzenia rozmów online czy też trwające ponad 3 godziny spotkanie rekrutacyjne. Co ciekawe, pamiętam też takie niuanse, że uczestnicy rekrutacji się nie przedstawili. Jeśli chodzi o pozytywne wspomnienia, to miło wspominam tych rekruterów, którzy działali szybko i pozostawali ze mną w kontakcie w trakcie procesu, dawali mi znać o terminach czy kolejnych etapach. Wszelkie przejawy zwykłego, ludzkiego podejścia, zrozumienia i empatii zawsze odbierałam bardzo miło.

A jak radziłaś sobie z pytaniami o doświadczenie czy osiągnięcia?

KH-B: Tu głównie powoływałam się na współpracę jako konsultantka, trenerka. Nie ukrywam, że bycie promotorką prac dyplomowych również miało duży udział w rozwijaniu praktycznej wiedzy na temat HR-u. Przerobiłam ogrom problemów z tego obszaru, choć na doświadczenie w promowaniu prac dyplomowych się nie powoływałam. Wydaje mi się, że nie byłoby to przekonujące… Jeśli chodzi o „żywy” biznes, to odbyłam wiele spotkań, przeprowadziłam sporo badań, analiz, ale też konsultacji czy szkoleń. Poznałam specyfikę różnych branż, ich specyficzne HR-owe warunki, problemy. Miałam o czym opowiadać.

Kiedy szukałaś pracy w HR, to jakie oferty Cię interesowały?

KH-B: Najbardziej te związane z badaniami, analizami, z pogranicza controllingu personalnego. W tym miałam doświadczenie, lubię się z liczbami, danymi. Omijałam natomiast rekrutację, employer branding, kadry – to nie moja bajka.

Wiele się mówi/pisze o procesie onboardingu, o tym jak ważne jest właściwe wdrożenie i jak kosztowne jest jego niepowodzenie. Zgadzam się z tym, ale poza tym spotykam się z opiniami, że to przedsionek do już nie tak kolorowej pracy. Swoista laurka zawodowego życia w organizacji, które często ma swoje przemilczane na onboardingu tajemnice. Jakie są twoje obserwacje?

KH-B: Sam proces onboardingu w firmach, w których byłam, oceniam bardzo dobrze. Doświadczyłam kompleksowych wdrożeń, przemyślanych i dobrze zaplanowanych. Ja czułam podczas moich pierwszych dni, że mam do kogo zwrócić się z pytaniami i nie jestem pozostawiona sama sobie. To bardzo duży plus, bo odejmuje masę stresu. Jednak masz rację, często bardzo dobry onboarding to zasłona dymna przed właściwą pracą, gdzie już nie jest tak kolorowo. W takich sytuacjach nabiera się z czasem dystansu do tego lukrowego wdrożenia.

Zapewne nieraz prowadziłaś ze studentami zajęcia o procesie rekrutacji czy samych rozmowach. Jakie masz obserwacje na podstawie swoich doświadczeń w roli kandydata, pracownika i ekspracownika?

KH-B: Mam ich mnóstwo i większość z nich prowadzi mnie do wniosku, że zajęcia powinny jak najlepiej oddawać rzeczywistość, w jakiej się znajdujemy. Mniej definicji, teorii wyjętej z książek, a więcej przykładów z życia, opisywania konkretnych przypadków. Dziś usunęłabym z zajęć typy wywiadu rekrutacyjnego w tak obszernej formie, bo uważam, że rekrutacja sprowadza się do rozmowy, zaciekawienia kandydatem, chęci poznania go i stwierdzenia, czy pasuje do firmy. Po czasie mogę też powiedzieć, że szewc bez butów chodził, bo dopóki nie byłam kandydatką, pracownikiem etatowym w biznesie moje zajęcia nie były w pełni praktyczne. Teraz potrafię odnieść się do realnych problemów, mogę ocenić chociażby siebie jako kandydatkę, która wcale nie była książkowa.

Chcesz się podzielić obserwacjami siebie w roli kandydatki?

KH-B: No pewnie. Mogłabym sobie wytknąć niewłaściwy, mało asertywny sposób reakcji na cudze zachowanie, chociażby przerywanie mi. Kto powiedział, że rekrutowana osoba nie może powiedzieć, że z czymś się nie zgadza, poddać pod wątpliwość cudzych teorii?

Jako że temat szczerego, proludzkiego podejścia w HR jest nam obu bliski, mnie samej ciężko jest się pogodzić z wszechobecną pozoracją. Kolorowaniem tego, co szare, chowaniem tego, co drażni oczy i uszy. Mam wrażenie, że im większa organizacja, tym więcej środków na skuteczny kamuflaż. To radykalny pogląd, wiem. Jednak szczerze wierzę, że HR powinien służyć ludziom, zwłaszcza w dziedzinach takich jak employer branding, rekrutacja czy zarządzanie talentami. Czy jestem idealistką?

KH-B: Też często słyszę o sobie, że jestem idealistką. Mam wobec osób pracujących w HR duże oczekiwania i uważam, że powinny one mieć dobrze rozwinięte umiejętności interpersonalne, być komunikatywne, otwarte na ludzi, empatyczne. Praca z ludźmi wymaga zaufania, braku oceniania ot tak.

Powiedz mi zatem Kinga, czy Twoim zdaniem współczesny HR przechodzi rozkwit czy kryzys?

KH-B: Kiedy czytam różne raporty, analizy, to mam takie poczucie, że jest świetnie, w niektórych miejscach wręcz idealnie. Jednak i po swoich doświadczeniach, i po rozmowach z różnymi osobami wiem, że jeszcze daleko do ogólnego zachwytu. Nawet w korporacjach, gdzie są pieniądze i możliwości, na stanowiskach kierowniczych oraz w HR brakuje odpowiednich ludzi, z tymi wymienionymi przeze mnie kompetencjami, z chęcią ciągłego uczenia się, bycia lepszymi. HR-owcy zbyt często się usztywniają, zakładają maski odpierające emocje i zasłaniają się procedurami czy zasadami, które albo sami tworzą, albo ich nie rozumieją. A trzeba zacząć od tego, że podstawą jest tylko, albo aż, komunikacja. Uważam, że w wielu firmach brakuje prawdziwych liderów i liderek, a w szczególności tego aspektu przywództwa potrzeba w HR-ze.

Jaki powinien być współczesny pracownik HR-u? Chodzi mi o oczekiwania biznesu.

KH-B: Moim zdaniem to musi być człowiek, który potrafi pogodzić cele organizacji z celami zatrudnionych w niej ludzi. To ktoś, kto jest gospodarzem w firmie, jej wizytówką, kto docieka gdy czegoś nie wie, bo zdaje sobie sprawę z wartości samorozwoju i odpowiedzialności za zespół. HR-owiec powinien być ponad podziały i konflikty, bo to robi dobrze biznesowi.

Czego dowiedziałaś się o sobie jako HR-owcu albo o samym HR po czasie spędzonym w biznesie?

KH-B: O HR dowiedziałam się, że co firma, to inny pomysł na HR. Z teorii m.in. wiedziałam, że historia firmy, to, z czego ona wyrasta, może przekładać się na to, jak układa sobie wewnętrzne procesy i miałam okazję tego doświadczyć. Ta różnorodność jest bardzo ciekawa z punktu widzenia mnie jako badaczki. Smutne jest to, że nie każdy biznes ma oczekiwanie, aby wykonana praca była użyteczna czy doprowadzała do zmiany. Natomiast o sobie dowiedziałam się, że jestem szczerze zaangażowana w swoje zadania, chcę je doprowadzać do końca, szybko się uczę, bo mam do tego silną motywację. Myślę też, że mogę uważać siebie za ekspertkę w niektórych dziedzinach – chociażby badaniach.

Poznałyśmy się, kiedy wkraczałaś w duży biznes. Postrzegałam Cię jako bardzo skoncentrowaną, metodyczną w działaniu i empatyczną specjalistkę. Masz w sobie naturalną wnikliwość i szczere intencje, co jest bardzo przyciągające. Wierzę, że jeszcze niejeden projekt przed nami, a może dasz się zaprosić na kolejny wywiad, chciałbym odsłonić trochę Twojego badawczego doświadczenia, co Ty na to?

KH-B: Dziękuję ci bardzo. Z wielką chęcią!

To jesteśmy umówione! Do następnego, Kinga!

KH-B: Do następnego!

Kinga Hoffmann-Burdzińska
Kinga Hoffmann-Burdzińska