
Wiele osób z mojego otoczenia od Świąt Bożego Narodzenia nawet do 6 stycznia ma urlop. Blisko 2 tygodnie lenistwa nie tylko ładuje baterie, ale finiszujący urlop przywodzi nam na myśl to, co nieuniknione – powrót do pracy. Kiedy nie czujesz stresu z powodu powrotu – super. Są jednak tacy, którzy czują nie tylko stres, a wręcz smutek czy lęk. Jednocześnie kolejny rok nie spowoduje u nich zmiany. Dlaczego? Przyjrzyjmy się najczęstszym powodem niezmieniania pracy.
Niewygoda
Osobiście nigdy nie przeżyłam takiego czystego lęku przed pracą. Nie odczuwałam stresu przed nadchodzącym poniedziałkiem. Nie cierpiałam na bezsenność od sobotniej nocy, bo zostało mi tak mało czasu wolnego. I mimo że dotykały mnie różne mniej lub bardziej wymagające momenty zawodowe, stan silnej udręki mnie ominął. Poznałam natomiast wiele osób, które swoje zawodowe koszmary pielęgnują latami. Od jakiegoś czasu, kiedy pojawia się ten temat, wchodzę w niego. Dopytuję o powody tej niewygodny. Dlaczego ktoś miesiącami czy latami skazuje się na fatalne miejsce, z beznadziejnym zadaniami i jeszcze gorszym zespołem czy szefem? Odpowiedzi jest więcej, niż można by przypuszczać. Na wstępie zaznaczę, że nie są to wszystkie możliwe powody, a te, które pojawiały się najczęściej podczas moich rozmów z ludźmi.
Pieniądze nie śmierdzą
Jako że pracujemy, aby zarabiać, bez wątpienia wynagrodzenie jest ważne. Im jest wyższe, tym trudniej zdobyć się na decyzję o zmianie pracy. Jeśli czujemy, że nasza praca jest warta tych dużych pieniędzy, że rynek doceni nad równie sowicie albo wręcz lepiej, strach przed nową pracą maleje.Gorzej, jeśli zbadamy rynek i okaże się, że nasza stawka jest zaskakująco wysoka i nikt nie oferuje nawet zbliżonych warunków. Nie oszukujmy się, nikt nie zmienia dobrze płatnej posady na gorzej płatną, jeśli nie musi. To potężne ograniczenie. Z kredytami, wydatkami, standardem dotychczasowego życia trudno dyskutować. Ktoś kiedyś powiedział, że łatwiej się zagryza zęby, kiedy masz pełny portfel. Ta odpowiedź na pytanie: dlaczego nie zmieniasz pracy pojawiała się bardzo często, zwłaszcza w ostatnim półroczu, gdy w niektórych branżach, jak np. IT, doszło do spowolnienia.
Zasiedzenie
Nasi rodzice nierzadko całe zawodowe życie spędzili w jednej lub dwóch firmach. Dziś mało kto reprezentuje taką grupę. Chcemy lepiej zarabiać, a nie ma na to szansy w obecnej firmie – zmieniamy pracę. Chcemy awansować, mieć ambitniejsze i ciekawsze zadania – zmieniamy pracę. Uciekamy od ludzi, bo łatwiej ich porzucić niż zaakceptować – zmieniamy pracę. Są oczywiście wyjątki. Mowa tu o ludziach, którzy najbardziej lubią stabilizację, znane podwórko. Ludzie w firmach rotują, a Ty trwasz na swoim miejscu, pozwalając innym krążyć wokół. Czas leci, gdy nagle orientujesz się, że pracujesz w jeden firmie np. 8-10 lat, może nawet jest Ci już niewygodnie, ale to Twoje miejsce. Znasz zasady panujące w organizacji, ludzi, zadania itp. Jedni ten stan nazywają zasiedzeniem, inni lenistwem, a jeszcze inni kompromisem. Im dłużej trwa stagnacja, a ty spalasz się od środka, tym trudniej wyrwać się z tego stanu. Poznałam osoby, które same określają taki stan beznadzieją – ale nie widzą wyjścia. Znasz to? Potrzebują motywacji. Zwykle motywacja zewnętrzna nie wystarcza, samodzielnie muszą podjąć decyzję o zmianie, a wtedy wracają do punktu wyjścia.
Trudne nowego początki
Lęk przed nieznanym jest powszechny. Nie wiemy, co nas czeka za drzwiami nowej organizacji. Czy polubimy to miejsce? Czy zadania będą ciekawe? Czy im sprostamy? Jak dogadamy się z szefem, a jak z zespołem? Czy nadal będziemy kończyć pracę o 15 bez nadgodzin czy delegacji? Kiedy dostaniemy podwyżkę? Czy ona będzie taka, jakiej chcemy? Co z budżetem szkoleniowym, czy będzie opcja wybierania kursów samodzielnie? Zwykle pytań jest więcej niż odpowiedzi. Im więcej ich sobie zadamy, nie potrafiąc na nie odpowiedzieć, tym poczucie niepewności wzrasta. Jeśli udało nam się tak zorganizować sobie życie zawodowe, że współgra z prywatnym, każda niepewność oddala nas od decyzji o zmianie. Zdarzyło mi się usłyszeć, że ktoś nie zmienia pracy, bo w nowej będzie się trzeba wykazać, starać, to nie dla niego/niej i niepotrzebny stres. Cały czas ktoś patrzy ci na ręce, monitoruje, jak sobie radzisz – czy nie po to jest okres próbny? A jak nie wyjdzie, to nie ma odwrotu: albo zagryzasz zęby i pracujesz często na 110%, albo szukasz nowego miejsca, ale tu sytuacja może się powtórzyć.
Blisko, szybko i po drodze
W dobie pracy zdalnej okraszonej benefitami i wygodami, trudno się ich wyzbyć. Wyobraźmy sobie pracę, w której dostajemy „tylko” pensję, nawet całkiem dobrą, ale bez możliwości pracy zdalnej (nie piszę o urlopie), kiedy jest nam tak wygodnie, bez prywatnej opieki medycznej czy kafeterii benefitów. W pracy, w której nie ma budżetów na integracje firmowe, prezentów świątecznych, urodzinowych itp. Niedawno robiłam ze studentami ćwiczenie, w którym mieli wskazać atrybuty pracy marzeń, w drugim kroku mieli wypisać, jakie atrybuty występują w ich firmach, w ostatnim te, bez których nie mogą się obejść. Poza stabilnym zatrudnieniem (umowa o pracę) i atmosferą na drugim i trzecim miejscu była: praca zdalna i dodatki, tzw. benefity. Wygoda rozumiana jako zestaw komfortowych dla nas udogodnień pracowniczych jest czynnikiem wpływającym na decyzję o zmianie czy pozostaniu w organizacji.
Nietykalność
Ten czynnik poniekąd łączy się z wyżej wspomnianym zasiedzeniem, ale trochę go kierunkuje. Poznałam osoby, które wskazują, że długoletnie zatrudnienie w firmie nadaje im tzw. nietykalność. Tłumaczą to w ciekawy sposób: „skoro jestem tu już tak długo (tu pojawiają się zwykle liczby większe od 5), tyle wiem, tyle rzeczy widziałem/am, to jestem nietykalny/a”. Gdy dopytuję, czy to jedyny czynnik decydujący o pozostaniu w firmie, zwykle słyszę: nie, ale bezpieczeństwo jest ważne. Rozumienie bezpieczeństwa zatrudnienia w ten sposób jest dla mnie zaskakujące. Z drugiej strony słyszałam kiedyś od dyrektora HR, że niektórych pracowników się nie zwalnia, bo mają know-how i gdyby poszli do konkurencji, to mogłoby zaszkodzić firmie.
Niska samoocena
Znów wracamy na tory strachu i lęku. Gdy dodamy do tego zaniżoną samoocenę, to decyzja o zmianie jest prawie niewykonalna. Gdy jesteśmy niedoceniani przez innych, brakuje nam poczucia dumy z własnej pracy, słów uznania, dowodów pochwały – ustnych lub materialnych – w życie zawodowe zaczyna wkradać się niepewność. Skoro nikt nas nie zauważa, jesteśmy jakby niewidzialni, zaczynamy wierzyć w swoją beznadziejność i niskie znaczenie dla zespołu czy firmy. Mimo że teoretycznie powinno to być bodźcem do odejścia, działa odwrotnie. „Bo kiedy nikt wokół nie widzi moim starań, nie docenia dobrze wykonanej pracy, to może ona (ja) jest (em) nic niewarta. Nie mam sukcesów, awansów – to jak ktoś mnie zatrudni” – usłyszałam. Pewnie każdy z nas zna osobę, która tak głęboko nie wierzy w siebie, że nie widzi opcji podboju rynku pracy, a my przecieramy oczy ze zdziwienia, czemu tak się marnuje. Samo-gotowość i samoświadomość odgrywa tu kluczową rolę.
Złe doświadczenia z rekrutacji
Zdarzyło mi się słyszeć, po głębszym wejściu w temat, że doświadczenia z rekrutacji są tak złe, że lepiej być, gdzie się jest, niż narażać się na: brak zaproszeń na rozmowę czy brak informacji zwrotnej. Osoby, które wielokrotnie doświadczyły niedopuszczenia do procesu, albo te, którym rekruterzy podziękowali w niewłaściwy sposób, zniechęcają się do zmiany. To przekłada się na decyzję o pozostaniu w obecnej firmie, nawet jeśli nie na stałe, to na jakiś czas. Coraz więcej mówi się o tym, jakich procesów rekrutacyjnych oczekujemy, określamy standardy, wyznaczamy trendy, a okazuje się, że jest jeszcze wiele do zrobienia w tym temacie. Blokada wywołana złymi doświadczeniami nie jest też bez znaczenia dla rekruterów, którzy szukając ludzi np. na LinkedIn, mogą natrafić na właśnie taką zniechęconą osobę, która natychmiast im podziękuje albo nawet nie odpisze na wiadomość – warto mieć to z tyłu głowy.
Ludzie są, jacy są
Atmosfera jest nadal w top 3 najważniejszych motywatorów w pracy. Wynika to też z moich rozmów, w których ten argument pojawia się najczęściej. Dobry zespół, najlepiej z fajnym szefem na czele, potrafi skutecznie zatrzymać ludzi w firmie. Bo samopoczucie w pracy jest niezwykle istotne. To głównie przez ludzi mamy nieprzespane noce, stresujące soboty i niedziele. Decyzje o awansach, premiach, podwyżkach, przydzielaniu zadań należą do ludzi i to też od współpracy z nimi zależy nasze samopoczucie. „Gdzie ja znajdę szefa, który pozwoli mi codziennie wyjść o 15 z pracy na 30 min., żeby odebrać dziecko z przedszkola”. Mam taką teorię, że jeśli zawsze trafiamy dobrze, pracujemy w dobrym, szanujący i lubiącym się zespole, element atmosfery nie jest tak istotny przy decyzji o zmianie pracy. Gdy mamy doświadczenia niewspierającego, trudnego zespołu czy szefa, atmosfera ląduje na szczycie naszych oczekiwań względem przyszłego miejsca pracy. Znamy powiedzenie, że przychodzimy do firmy, a odchodzimy od szefa. W wielu przypadkach jest ono nadal prawdziwe. Jeśli pracujemy w dobrym miejscu i ten element jest ważny, decyzja o zmianie jest trudniejsza albo odsunięta w czasie.
Nie zawsze jest łatwo podjąć decyzję o zmianie pracy. Czasem trzeba przeprowadzić niejedną analizę zysków i strat, aby zdecydować się na ten krok. Zawsze mówię, że kiedy pierwszy raz tak na serio pomyślisz o odejściu z firmy, to pozostaje tylko czekać, kiedy to nastąpi. Czasem będzie to super-oferta finansowa, niezwykła opcja rozwoju, warunki dodatkowe albo wizja dobrego zespołu. Bez względu na motywatory, to Ty ustalasz czy i kiedy zmieniasz pracę – pamiętaj!